Lecieliśmy Wizz airem, 1 stycznia. Na Ciampino wylądowaliśmy 9.20. Na lotnisku, w punkcie informacyjnym można kupić bilety za 1,5 euro, które uprawnia ją nas do 100 minutowej podróży autobusem/metrem/tramwajem (autobusy i tramwaje można zmieniać w tym czasie do woli, ale z metra można skorzystać tylko raz). Aby dotrzeć do naszej kwatery w Watykanie, najpierw podróżowaliśmy z lotniska autobusem nr 520, do stacji metra Cinecitta, a stamtąd metrem, linią A do Ottaviano.
Dojście piechotą z metra do St. Peter's Relax to ok. 10 minut. To w jak dobrym miejscu była nasza kwatera, najlepiej pokazuje zdjęcie poniżej, jest to widok z Muzeów Watykańskich, a strzałka pokazuje St. Peter's Relax. Bliziutko.
Na szczęście bardzo miły gospodarz, po tym jak zadzwoniliśmy, że już jesteśmy udostępnił nam pokój szybciej, niż w rezerwacji podano.
Pokój, który rezerwowaliśmy przez booking.com miał w pakiecie śniadanie. Ale to co my Polacy rozumiemy pod tym pojęciem, nijak miało się do oferowanego nam włoskiego odpowiednika. Generalnie codziennie dostawaliśmy po 2 sucharki, ciastko i biszkopt, a do tego dżemy i nutellę i do tego kawa. Więc raczej skromnie. Na szczęście na przeciwko pensjonatu jest hala targowa, gdzie można kupić świeże pieczywo, sery, wędliny, warzywa. Nam bardzo zasmakowały różne wersje sera scamorza (biała, wędzona, z truflami).
Ponieważ byliśmy w Watykanie do południa, w Nowy Rok, z ogromną rzeszą ludzi zawitaliśmy na Plac Św. Piotra, na błogosławieństwo Urbi et Orbi. Gdy podczas popołudniowego spaceru zobaczyliśmy gigantyczną kolejkę do Bazylik Św. Piotra, wiedzieliśmy, że aby uniknąć kolejek następnego dnia musimy rozpocząć zwiedzanie jak najwcześniej.
Gdy 2 stycznia o 7.30 rano mijaliśmy Muzea Watykańskie, kolejka do nich już była spora (muzea otwierają o 9.00). Za to na Placu Św. Piotra było pustawo, czekanie na wejście do Bazyliki, z kontrolą bezpieczeństwa zajęło nam tylko 15 minut. Dobrym posunięciem było udanie się od razu do kasy gdzie kupiliśmy wejście na kopułę Bazyliki. Nie było żadnej kolejki i szybko byliśmy na samej górze. Mimo wjazdu windą, końcowy etap wejścia na kopułę to kilkaset schodów, miejscami jest bardzo ciasno, więc jak ktoś ma klaustrofobię, to odradzam wspinaczkę.
Następnie zwiedziliśmy samą Bazylikę i przepiękny żłóbek, ruchomy, z sypiącym śniegiem. Druga stajenka jest przed Bazyliką, obok choinki. W ogóle w większości miejsc, które zwiedzaliśmy spotykały nas różne dodatkowe atrakcje związane z okresem bożonarodzeniowym (świąteczne dekoracje domów, parada na Piazza del Poppolo w Nowy Rok, festyn na piazza Navona, stajenka w Koloseum).
Po drugim śniadaniu w małej kafejce niedaleko Muzeów (obsługiwał nas kelner Polak) mieliśmy kupione na Tiqet.com bilety do Muzeów Watykańskich. Zaletą wcześniejszego kupna biletu jest ominięcie wszystkich kolejek i praktycznie z marszu można rozpocząć zwiedzanie. To zajęło nam blisko 4 godziny.
Obiad zaplanowaliśmy także w Watykanie, w okolicy Muzeów, w Trattoria Massa. Niestety takie same plany miało więcej osób, bo kolejka żeby wejść do środka sięgała aż na ulicę. Trzeba było zjeść pizze w innym lokalu. Pizza bianca jest pyszna!
Dopiero trzeciego dnia, gdy byliśmy ok. 13.00, do Trattorii udało się dostać i zjeść pyszny obiad. Powiem tylko, że warto było. Mniam!
Drugiego dnia zwiedzaliśmy Koloseum, Forum Romanum, Palatyn, Kapitol. Tak jak w Watykanie, o ósmej rano kolejka przed Koloseum była gigantyczna (zarówno do wejścia jak i do kas). Na szczęście największe kolejki były do kas, a dla osób które tak jak my, miały już bilety, wejście o 8.30 nie zajęło dużo czasu.
Na lunch spróbowaliśmy włoskiego przysmaku, czyli suppli (kulki ryżowe panierowane i smażone).
Trzeciego dnia zwiedzaliśmy kościoły: Santa Maria Maggiore, Santa Maria della Vittoria, Bazylikę Św. Piotra w Okowach. Ale tradycyjnie, o ósmej rano najpierw udaliśmy się na Schody Hiszpańskie i do Fontanny di Trevi, aby uniknąć tłumów.
Po odwiedzeniu kościołów, spacerkiem udaliśmy się na Campo di Fiori (kupiłam profesjonalną deseczkę do robienia gnocchi :-) ) a następnie na Zatybrze.
Tym sposobem udało nam się zrealizować cały plan zwiedzania, bez pośpiechu, przy ładnej pogodzie.
Będąc w Muzeach Watykańskich, słyszałam jak jedna z przewodniczek mówiła do swojej grupy, że teraz (w styczniu) jest najlepsza pora na zwiedzanie Rzymu. Słońce świeci, ale upały nie męczą, w muzeach nie jest duszno.
Niewątpliwie dodatkowym bonusem są stajenki bożonarodzeniowe w kościołach, niektóre ruchome, jak ta w Koloseum, z przeżuwającym trawę wielbłądem, kobietą wałkująca ciasto i melodią Ave Maria - cudne!
I na koniec jeszcze jedna zaleta wizyty w Rzymie zimą - lody nie topią się tak szybko!
Świetna i bardzo rzeczowa recenzja. Gdybym już nie była zakochana w Rzymie, zaraz rezerwowałabym bilet. Mi udało się zwiedzić Rzym we wrześniu oraz w czerwcu i też polecam te miesiące, bo jest przyjemnie ciepło, ale nie upalnie... I nocne życie na Zatybrzu - bezcenne doświadczenie. Pozdrawiam cieplutko ��
OdpowiedzUsuń